piątek, 22 października 2021

Krzyże, krzyże, krzyże...

Krzyż przydrożny

Kiedyś były stałym elementem krajobrazu miast, miasteczek, wsi, przysiółków i gościńców. Ludzie stawiali je by oddać cześć Bogu, by podziękować za otrzymane łaski, były elementem pokuty za dokonaną zbrodnię (średniowieczne krzyże pokutne) czy wreszcie by, tak po prostu, zamanifestować swoją wiarę. A, zapomniałbym o jeszcze jednej ich funkcji - były i są pomnikami upamiętniającymi jakieś dramatyczne wydarzenia jak na przykład krzyż przy kopalni "Wujek" czy krzyże pod gdańską stocznią. Służyły często jako punkty orientacyjne czy drogowskazy, przy krzyżach się umawiano, od krzyży liczono odległości i po ich umiejscowieniu orientowano się w terenie (trzecia chałupa w prawo za krzyżem...). Kiedyś było ich pełno, stały wszędzie. A dziś... coraz ich mniej a te, które są stoją osamotnione, często niezauważane nawet wtedy, kiedy stanowią najmocniejszy akcent okolicznej architektury. Smutne to... 

Ten na pierwszym zdjęciu stoi w Katowicach, w dzielnicy Załęże. Pochodzi z końca XIX wieku, czyli w czasie kiedy była to samodzielna miejscowość zamieszkała przez górników zatrudnionych w kopalni "Kleofas" i hutników z nieodległej huty "Baildon" (piękny, wielki mural portretujący twórcę śląskiego hutnictwa, Johna Baildona, znajduje się przy ulicy Boheńskiego w samym centrum dzielnicy). Przyglądałem mu się dłuższą chwilę szukając dobrego kadru do zdjęcia i powiem Wam, że ludzie przechodzący mimo jakby go nie zauważali: nikt nie ściągnął czapki, nikt się nie przeżegnał, nikt nie zwolnił kroku. To pokazuje jak bardzo oderwaliśmy się od naszych korzeni, jak daleko odrzuciliśmy dziedzictwo naszych przodków, którzy sto z hakiem lat temu krzyż ten postawili jako świadectwo swojej wiary.

Krzyż przydrożny
Drugi krzyż stoi w Chorzowie przy ulicy, która wzięła od niego swoją nazwę - czyli Krzyżowej. Został ufundowany przez mieszkańców Pnioków w roku 1806 (co oznacza, że ma już ponad dwieście lat!), kiedy Chorzów jako miasto jeszcze właściwie nie istniał - tworzące go dzielnice były samodzielnymi miejscowościami: Wielkie Hajduki (dzisiejszy Chorzów Batory), Królewska Huta (współczesny Chorzów Drugi) i... Chorzów (czyli obecnie dzielnica Chorzów Stary) założony przez zakon Bożogrobców w średniowieczu. Swoją drogą - pozwólcie na małą dygresję - biednych robotników fabrycznych było stać na ufundowanie okazałego krzyża? Przecież wspomniani mieszkańcy kolonii Pnioki byli w większości hutnikami zatrudnionymi w nieodległej hucie "Królewskiej", tymi samymi jakich propaganda czasów słusznie minionych (w niektórych głowach żywa po dziś dzień) opisywała jako zabiedzonych, gnieżdżących się w ciemnych i wilgotnych mieszkaniach, nie mających czym wykarmić swoich chorych, mrących na potęgę dziatek. I co, ci biedacy wyrwali dzieciom ostatni kęs chleba by postawić krzyż? Mnie się tu coś nie spina, a Wam? Prawda jest taka, że dziewiętnastowieczni przemysłowcy o swoich pracowników dbali a ciemne i wilgotne nory w jakich mieli mieszkać "proletariusze wszystkich krajów" zanim się połączyli to mit i legenda a co najwyżej jednostkowe przypadki. Kto nie wierzy niech zwiedzi jedną ze śląskich kolonii patronackich, na przykład Nikiszowiec i zobaczy jakie warunki mieli zapewnione mieszkańcy. Oczywiście nie robili tego z pobudek altruistycznych czy dobroci serca - po prostu niedożywiony robotnik gnieżdżący się w ciemnym, niezdrowym kącie był mniej wydajny. Ekonomia nie miłosierdzie grały pierwsze skrzypce ale skutek jest na zdjęciu - hutników i górników było stać by się zrzucić i ufundować krzyż, który swoje kosztować musiał.

Krzyż pokutny
Trzeci w tym moim małym i bardzo subiektywnym rankingu będzie średniowieczny krzyż pokutny z mojego Bytomia stojący w dzielnicy Łagiewniki. Kto go postawił i kiedy - nie wiadomo (legenda głosi, że zrobili to apostołowie Słowian święci Cyryl i Metody co jest niemożliwe), podobnie jak to czy kształt litery "T" miał on od początku czy został uszkodzony gdzieś na przestrzeni wieków. Pewnym jest jedynie, że zrobił to by odpokutować dokonaną przez siebie zbrodnię, najprawdopodobniej zabójstwo. I tutaj obalić trzeba jeden z mitów jakie o średniowieczu krążą - otóż kara śmierci wcale nie była tak często stosowana jak nam się to dziś wydaje. Samo postawienie krzyża nie było, ma się rozumieć, jedyną konsekwencją jaka spotkała zabójcę. Musiał on wypłacić odszkodowanie rodzinie ofiary co najczęściej polegało na tym, że łożył on na utrzymanie wdowy i sierot. No i nie dotyczyło to zwyrodnialców czerpiących przyjemność z krzywdzenia innych czy zbójców grasujących na gościńcach, takich osobników bez zbędnych ceregieli wieszano. Nie dla zemsty ale by zlikwidować zagrożenie jakie stanowili, pamiętać trzeba, że więzień w dzisiejszym rozumieniu tego słowa wtenczas nie było i nie dało się takich delikwentów od społeczeństwa odizolować. Tak sobie myślę, że było to logiczniejsze i rozsądniejsze od dzisiejszego prawa, które zbrodniarza każe wsadzać do więzienia a jego ofiary - bo przecież rodzina zamordowanego to też są ofiary morderstwa - pozostawia własnemu losowi.

Dlaczego wybrałem te trzy?  Przyznam całkiem szczerze, że do końca nie wiem pewny byłem tylko tego ostatniego. Pierwszy mijam codziennie w drodze do pracy, drugi ma ciekawą - moim zdaniem - formę... Zresztą wykorzystałem ten tekst trochę jako pretekst by opowiedzieć trochę o historii i zburzyć utrwalone w niektórych głowach przesądy na temat czasów dawnych i jeszcze dawniejszych. Bo z jednej strony były one inne, nawet bardzo inne, od tych nam współczesnych ale z drugiej żyli w nich ludzie praktycznie tacy sami jak my - ze swoimi wadami i zaletami. Czy mi się udało? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem ale będę próbował stale bo, tak uważam, warto i trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz